23 września 2013

Django (2012) - recenzja filmu

Django (2012)
Django, western Quentina Tarantino , który swoją premierę miał pod koniec 2012 roku (w Polsce niecały miesiąc później) od swojej premiery do chwili obecnej zdobył wiele nagród i odznaczeń. Nie jest to szczególnym zaskoczeniem zważywszy na to, kto jest odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię. Do najważniejszych nagród zdobytych przez film możemy zaliczyć przede wszystkim dwa Oscary (dla najlepszego aktora drugoplanowego oraz za najlepszy scenariusz), dwa Złote Globy (te same kategorie, co w przypadku Oscarów) oraz nagrody BAFTA, również w tych kategoriach. Czy film zasłużył na odznaczenia, które mu przyznano? Zdecydowanie tak, pomimo tego, że momentami lekko ociera się o kicz, jest niezwykle udanym, zręcznie stworzonym hołdem dla gatunku.

Film opowiada historię Django (w tej roli wystąpił Jamie Foxx) - czarnoskórego niewolnika, który na skutek brutalnego traktowania przez właścicieli, staje twarzą w twarz z niemieckim łowcą nagród - doktorem Kingiem Schultzem (Christoph Waltz). Wędrowiec postanawia się oswobodzić Django, ponieważ tylko on może doprowadzić go do poszukiwanych przez niego braci Brittle. Zadanie to udaje się bohaterom bez większych problemów, jednak mimo to ich ścieżki nie rozchodzą się w tym momencie. Łowca decyduje się pomóc Django w poszukiwaniu jego żony - Broomhildy, w tak zwanym międzyczasie tropiąc poszukiwanych kryminalistów.

Bohaterowie wreszcie trafiają na plantację Candyland, której właścicielem jest Calvin Candie (Leonardo DiCarprio). Niestety wzbudzają oni podejrzliwość Stephena - oddanego niewolnika Candie'ego. Za sprawą tej właśnie nieufności, Django i Schultz będą zmuszeni podjąć walkę o bezpieczeństwo i życie, zarówno własne, jak i Broomhildy. Ostateczna walka jest niesłychanie widowiskowa i krwawa.

Django, mimo, że sam w sobie jest połączeniem westernu i dramatu, nie trudno w nim znaleźć również elementy komediowe. Film wręcz od nich kipi. Co prawda jest to dość specyficzne poczucie humoru, jednak mi osobiście bardzo przypadło do gustu. Western trwa prawie trzy godziny, jednak nie sprawia wrażenia zbyt długiego a to właśnie za sprawą tego specyficznego humoru a także faktu, że na ekranie ciągle coś się dzieje. Nie jest to może najbardziej ambitny western wszechczasów, jednak jest dużo bardziej przystępny dla szerokiej publiczności, niż większość pozostałych przedstawicieli gatunku.

Historia czarnoskórego niewolnika, Django, jest na tyle ciekawa i przedstawiona w bardzo atrakcyjny sposób, że mogę ją śmiało polecić nawet osobom, które nie są miłośnikami westernów. Sam zaliczam się do tej grupy a po obejrzeniu filmu nie żałuję ani jednej spędzonej z nim minuty, wręcz przeciwnie - jestem bardzo zadowolony z seansu. Gorąco polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz