Django (2012) |
Django, western Quentina Tarantino , który
swoją premierę miał pod koniec 2012 roku (w Polsce niecały miesiąc później) od
swojej premiery do chwili obecnej zdobył wiele nagród i odznaczeń. Nie jest to
szczególnym zaskoczeniem zważywszy na to, kto jest odpowiedzialny za scenariusz
i reżyserię. Do najważniejszych nagród zdobytych przez film możemy zaliczyć
przede wszystkim dwa Oscary (dla najlepszego aktora drugoplanowego oraz za
najlepszy scenariusz), dwa Złote Globy (te same kategorie, co w przypadku
Oscarów) oraz nagrody BAFTA, również w tych kategoriach. Czy film zasłużył na
odznaczenia, które mu przyznano? Zdecydowanie tak, pomimo tego, że momentami
lekko ociera się o kicz, jest niezwykle udanym, zręcznie stworzonym hołdem dla
gatunku.
Film opowiada
historię Django (w tej roli wystąpił Jamie Foxx) - czarnoskórego niewolnika,
który na skutek brutalnego traktowania przez właścicieli, staje twarzą w twarz
z niemieckim łowcą nagród - doktorem Kingiem Schultzem (Christoph Waltz).
Wędrowiec postanawia się oswobodzić Django,
ponieważ tylko on może doprowadzić go do poszukiwanych przez niego braci
Brittle. Zadanie to udaje się bohaterom bez większych problemów, jednak mimo to
ich ścieżki nie rozchodzą się w tym momencie. Łowca decyduje się pomóc Django w
poszukiwaniu jego żony - Broomhildy, w tak zwanym międzyczasie tropiąc
poszukiwanych kryminalistów.
Bohaterowie wreszcie
trafiają na plantację Candyland, której
właścicielem jest Calvin Candie (Leonardo DiCarprio). Niestety wzbudzają oni
podejrzliwość Stephena - oddanego niewolnika Candie'ego. Za sprawą tej właśnie
nieufności, Django i Schultz będą zmuszeni podjąć walkę o bezpieczeństwo i
życie, zarówno własne, jak i Broomhildy. Ostateczna walka jest niesłychanie
widowiskowa i krwawa.
Django, mimo, że sam w sobie jest połączeniem
westernu i dramatu, nie trudno w nim znaleźć również elementy komediowe. Film
wręcz od nich kipi. Co prawda jest to dość specyficzne poczucie humoru, jednak
mi osobiście bardzo przypadło do gustu. Western trwa prawie trzy godziny,
jednak nie sprawia wrażenia zbyt długiego a to właśnie za sprawą tego
specyficznego humoru a także faktu, że na ekranie ciągle
coś się dzieje. Nie jest to może najbardziej ambitny western
wszechczasów, jednak jest dużo bardziej przystępny dla szerokiej publiczności,
niż większość pozostałych przedstawicieli gatunku.
Historia
czarnoskórego niewolnika, Django, jest na tyle ciekawa i przedstawiona w bardzo
atrakcyjny sposób, że mogę ją śmiało polecić nawet osobom, które nie są
miłośnikami westernów. Sam zaliczam się do tej grupy a po obejrzeniu filmu nie
żałuję ani jednej spędzonej z nim minuty, wręcz przeciwnie - jestem bardzo
zadowolony z seansu. Gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz